Wyjazd na beatyfikację Jana Pawła II (01.05.2011)
Bardzo pragnąłem, by HGW uczestniczyła w beatyfikacji Jana Pawła II. Udało mi się namówić 3 druhów: Bohuna, Bosmana i Czaplę. Samochód zaoferował nam Wojtek Giziński (ojciec Gizi i Glizdy), który mianował sam siebie kierowcą naszej eskapady. Zabrał też ze sobą 2 synów: Gizię – jednego z założycieli HGW oraz Krystiana (w wieku zuchowym). Wyruszyliśmy z Gdyni w piątek 29.04 bladym świtem. Co około 2,5 godziny zatrzymywaliśmy się na stacjach benzynowych, by coś wypić, zjeść lub skorzystać z toalety.
Wieczorem dotarliśmy do Monachium gdzie przenocowaliśmy w salce domu parafialnego jednego z kościołów.
Rano znów wyruszyliśmy w drogę ku alpejskiej przełęczy Brenner. Po drodze zajechaliśmy do Insbruku – pięknego miasteczka austryjackiego otoczonego górami. Tam zjedliśmy posiłek i ruszyliśmy w kierunku Włoch. Zorientowaliśmy się, że opłacenie autostrady pochłonie nam dużo pieniędzy, więc zjechaliśmy na boczne drogi. Spytaliśmy jakiegoś młodego Włocha czy tymi bocznymi drogami dotrzemy do Rzymu. Odpowiedział tak a potem dodał z uśmiechem „How many days do you have for your trip ? (ile macie dni na waszą podróż). Pomyśleliśmy: co za pytanie, przecież dziś musimy być w Rzymie. Po kilku godzinach jazdy zrozumieliśmy, że w tempie w jakim jedziemy dotrzemy do Rzymu za 2-3 dni. Tyle czasu nie mieliśmy. Z bólem serca zrobiliśmy więc dodatkową zrzutkę na autostradę i ruszyliśmy do Rzymu. Gdzieś na trasie otworzyliśmy pismo święte prosząc Pana by dał nam słowo na ten wyjazd. Przypadkowo wybrane czytanie było z Ewangelii wg św. Mateusza 17,1-5:
Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali: Mojżesz i Eliasz. , którzy rozmawiali z nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Panie dobrze, że tu jesteśmy: jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie”.
Widzieliśmy w tym zapowiedź pięknych dzieł Bożych. Nie wiedzieliśmy tylko czy to czytanie jest również w związku z jakimś cierpieniem (przemienienie pańskie było umocnieniem przed drogą krzyżową Jezusa) i czemu pojawiają się te trzy namioty.
Wieczorem zaczęło trochę padać i dlatego wydało nam się nierozsądne kierowanie się w nocy na plac św. Piotra.
Postanowiliśmy więc pojechać do podrzymskiej miejscowości Frascati, gdzie – jak słyszeliśmy – w Centrum Jana XXIII były tanie noclegi.
Zapytaliśmy, czy byłaby dla nas jakaś naprawdę tania opcja noclegu: np. we własnych namiotach lub na podłodze. Powiedzieli, byśmy nie martwili się na razie o pieniądze. Zaprosili nas na sutą kolację i dali pokój wieloosobowy. Rano 1.05.2011wstaliśmy wcześnie i zajechaliśmy samochodem do parkingu przy pierwszej stacji metra Anagnina. Ponieważ nie wiedzieliśmy jak dotrzeć do parkingu spytaliśmy spotkanego policjanta (po angielsku). On powiedział: „Go this way to semafori and turn left” (jedź tą drogą do świateł ulicznych i skręć w lewo) przy czym część była po angielsku a część po włosku.
Potem metrem do centrum. I tu zaczęły się problemy. Wszystkie ulice były zapchane ludźmi. Próbowaliśmy z różnych stron dojść do placu św. Piotra. Wojtek poddał się i wraz z synami wyruszył w kierunki Circo Massimo, gdzie były duże telebimy i nie było takiego tłoku. Reszta (czyli umundurowana 4-osobowa reprezentacja Wilków), próbowała się przez parę godzin przebić przez policyjne zapory. Wreszcie odblokowano na chwilę jedno z przejść przez most Anioła i udało nam się dotrzeć na koniec ulicy Via Conciliazione skąd widać z daleka Plac św. Piotra. Stanie w tłumie przy upalnej, włoskiej pogodzie nie było łatwym doświadczeniem. Jednak gdy Papież wygłosił formułę beatyfikacyjną i zaśpiewano hymn beatyfikacyjny: „Aprite le porte a Cisto, non abbiate paura” łzy same nabiegły do oczu i pomyśleliśmy: Panie dobrze, że tu jesteśmy.
Po mszy zaczęliśmy przebijać się przez tłum do bazyliki św. Piotra – gdzie wystawiono trumnę z ciałem Jana Pawła II. Udało nam się tam dotrzeć choć niełatwo jest iść pod prąd wychodzącego tłumu. Potem wyruszyliśmy na miasto by dotrzeć do Coloseum i zobaczyć kilka fontann oraz pospacerować zaułkami starego Rzymu. Wieczorem spotkaliśmy się z drugą grupą przy samochodzie i ruszyliśmy do Frascati. Tam powiedziano nam, że noclegi będą po 25 euro od osoby. Tyle nie mieliśmy więc dali nam godzinę na ewakuację. Zapłaciliśmy im jako rekompensatę 100 euro i ruszyliśmy nocą w nieznane. Jechaliśmy bocznymi drogami licząc na jakieś miejsce na nocleg. Nagle zobaczyliśmy mała stację benzynową (która nocą była zamknięta). Koło tej stacji była łąka. Ponieważ nie byłem całkiem pewien czy stacja jest zamknięta i czy wobec tego można obok niej rozbić na łące namioty zapytałem w pobliskiej restauracji „Is that stadion open ?” I usłyszałem odpowiedź: „No it is chiuso” (czy ta stacja jest otwarta – nie jest zamknięta). Zgodnie ze zwyczajem włoskim odpowiedź była mieszanką angielsko włoską. Postanowiliśmy rozbić trzy namioty (tyle mieliśmy) i spędziliśmy w nich noc (Gizia spał w samochodzie). Rano w dobrych nastrojach wracaliśmy na nocleg do Monachium a potem do Gdyni. Mieliśmy poczucie, że opatrzność nas prowadziła i dała nam piękny prezent w postaci tej wyprawy oraz dobrego ducha, którego przywieźliśmy do domów.
Jerzy Gach